Walentynki pod kocem z… chusteczkami?
Święto zakochanych zbliża się wielkimi krokami. Przez wiele osób jest ono postrzegane jako komercyjne ze względu na duże sumy pieniędzy zostawiane
w kwiaciarniach czy restauracjach. Zgadzam się z faktem, że jeśli się kogoś kocha, to okazuje się to uczucie przez cały rok, a nie tylko przez jedną dobę, co jednak nie oznacza, że nie popieram obchodzenia Walentynek. Świętować można na wiele sposobów. Jednym z nich zdecydowanie jest oglądanie filmów romantycznych. Niekoniecznie musi być to seans w kinie z drugą połówką. W końcu wielu singli spędza ten dzień samemu lub w gronie przyjaciół przed telewizorem bądź laptopem
i dobrą komedią. Dzięki temu nie czują się samotni i mogą zagłębiać się w świat uczuć innych ludzi (który nie zawsze bywa tak bajkowy, jak myślimy), w ten sposób zapominając o własnych problemach. Skoro już jest plan na walentynkowy wieczór, trzeba jeszcze wybrać odpowiedni film. Poradziłam się w tej sprawie paru przypadkowym osobom z Inowrocławia. Ich preferencje dotyczące komedii romantycznych okazały się zróżnicowane – udowadnia to, że co człowiek, to inna opinia. Część mieszkańców postawiła na klasykę, choć wśród rekomendowanych filmów nie zabrakło także kinowych nowości.
Przedstawię kilka tytułów, które uznaliście za godne polecenia:
Pamiętnik
Nic dziwnego, że adaptacja filmowa książki Nicholasa Sparksa znalazła się i na tej liście. To jeden z najczęściej wymienianych filmów romantycznych od niemal dwudziestu lat, zdecydowanie należący do klasyków tego gatunku. Decydując się na tę opcję w walentynkowy wieczór, musimy się jednak uzbroić w chusteczki i przygotować na liczne wzruszenia, których ta ekranizacja z pewnością nam dostarczy. Oglądając ją, jesteśmy świadkami historii dwojga młodych ludzi, których los splata ze sobą na festynie w Karolinie Północnej w latach czterdziestych ubiegłego wieku. Romans pochodzącej z zamożnej rodziny dziewczyny oraz biednego, prowincjonalnego chłopaka nigdy nie powinien się wydarzyć, a jednak uczucie to mimo wielu różnic dzielących kochanków oraz niesprzyjających okoliczności (takich jak sprzeciw ze strony rodziców czy II wojna światowa) przeradza się w coś więcej i jest w stanie przetrwać największe burze. Świat wiele razy rzuca kłody pod nogi Allie oraz Noahowi, ale to właśnie przez te przeszkody ich miłość jest taka piękna – w końcu niezwykłe rzeczy potrzebują dużo czasu. Ich historię poznajemy z kart pamiętnika spisanego niegdyś przez główną bohaterkę. Na początku filmu poznajemy Allie jako cierpiącą na Alzheimera mieszkankę domu spokojnej starości, której właśnie ten pamiętnik codziennie czyta jej stary towarzysz Duke.
Wrażenia:
To, co z całą pewnością, uderzyło we mnie po obejrzeniu Pamiętnika była utrata wspomnień Allie Nelson. To, że nie pamiętała bliskich jej osób oraz ważnych wydarzeń, które miały miejsce w jej życiu. Nie pamiętała Noaha ani miłości do niego, która przetrwała tyle lat i o którą tyle walczyła zarówno ze swoimi rodzicami, jak
i z całym światem. Szczęśliwe zakończenie od samego początku nie było pisane głównym bohaterom, ale to właśnie dzięki tej goryczy świat przedstawiony w książce oraz filmie jest tak podobny do tego prawdziwego, w niczym nie przypominającego bajki, która nigdy nie była domeną Sparksa. Świetna fabuła oraz obsada (Rachel McAdams i Ryan Gosling w rolach głównych) do dziś, jak widać, zachwycają widzów oraz idealnie wpisują się w walentynkowy nastrój.
Trzy kroki od siebie
Ekranizacja powieści Trzy kroki od siebie zadebiutowała w kinach w 2019 rok, więc w porównaniu do pozostałych tytułów można uznać ją za nowość. Motyw miłości
i śmierci na stałe zagościł na wielkim ekranie, a historia ta nie jest wyjątkiem. Jestem osobą, którą wzrusza wiele rzeczy, ale kwestia choroby od zawsze dogłębnie poruszała moje serce. Wybierając ten film, wiedziałam, że pewnie i tym razem nie obejdzie się bez chusteczek, jednak warto było zaryzykować. Stella to nastolatka, która mimo śmierci starszej siostry i choroby podchodzi do życia optymistycznie z listami rzeczy do zrobienia i pragnieniem kontroli. Willa możemy nazwać swego rodzaju buntownikiem, który sprzeciwia się leczeniu i dzielnie stawia czoła niezbyt kolorowej, szpitalnej rzeczywistości, w czym pomagają mu ołówek i szkicownik. Łączy ich tylko jedno – mukowiscydoza (choroba, która niczym złodziej odbiera im powietrze). Oboje na swój sposób starają się pogodzić z nieodłącznym widmem śmierci, które nie opuszcza ich na krok. (Nie)przypadkowe spotkanie w szpitalu zapoczątkowało relację między tymi młodymi ludźmi, którzy nie mogą się do siebie zbliżyć na odległość mniejszą niż tytułowe trzy kroki. Oni jednak nie poddają się, walczą o siebie i o swoją miłość, wspierają się w trudnych chwilach, wspólnie znoszą śmierć bliskich osób, łamią rygorystyczne zasady szpitalnego personelu, a niekiedy ryzykują nawet własnym życiem, słuchając tego, co dyktuje im serce.
Wrażenia:
Film ten dostarczył mi wiele wzruszeń. Historia śmiertelnie zakochanych nastolatków niektórym może wydawać się z lekka oklepana, jednak uważam, że idealnie oddaje ona trudności, z jakimi muszą się oni zmierzyć oraz zwraca uwagę na ciężar choroby. Nastolatkowie doświadczyli śmierci w różnych aspektach zdecydowanie za wcześnie. Nie mieli wyjścia – musieli dojrzeć emocjonalnie o wiele szybciej niż ich rówieśnicy.
Nie narzekają na swój los (choć mają ku temu powody), tylko z humorem starają się podejść do niezbędnego w ich życiu leczenia. W filmie bardzo spodobała mi się kreacja bohaterów – pokazano ich z ludzkiej strony. Oprócz siły i pewności siebie, którymi próbują oszukać bliskich, okazują również strach, tak bardzo naturalny w ich przypadku. Waszym zdaniem na uwagę zasługuje także oprawa muzyczna, z czym się zgadzam. Doskonale oddają nastroje postaci, a ich słowa uderzają w widzów i potrafią całymi dniami chodzić po głowie.
Listy do Julii
Listy do Julii to komedia romantyczna z 2010 roku, która wciąż jest chętnie oglądana, czego dowodem jest jej znalezienie się na tej liście. W końcu czy istnieje bardziej klimatyczna sceneria na Walentynki niż Werona, powszechnie uważana za miasto zakochanych? William Shakespeare, jak widać, podzielał moją opinię, gdyż właśnie to miejsce wybrał na akcję jednego z jego najbardziej znanych dramatów pt. Romeo i Julia. Ta para kochanków stała się wręcz ikoną, którą scenarzyści wykorzystali przy tworzeniu Listów do Julii. Sophie wraz z narzeczonym Victorem wybierają się do włoskiego miasta na podróż przedślubną. Jednak jej ukochany nie poświęca jej za dużo czasu, gdyż jako zawodowy kucharz pragnie poznać tajniki włoskiej kuchni, którymi mógłby posłużyć się w swojej restauracji. Dlatego główna bohaterka, w którą wciela się Amanda Seyfried, postanawia poszukać rozrywki na własną rękę. Podczas zwiedzania pięknej Werony dowiaduje się o włoskiej tradycji – kobiety przeżywające miłosne rozterki dzielą się nimi w listach, które kierują do słynnej Julii Capuletti i zostawiają je pod jej balkonem. Odpowiada na nie grupa wolontariuszek, do których wkrótce przyłącza się Sophie. Dziewczyna znajduje wiadomość sprzed pięćdziesięciu lat. Mimo, że jej nadawczyni jest już babcią, Claire za radą głównej bohaterki postanawia przyjechać do włoskiego miasteczka, by wraz z nią i swoim wnukiem, Charliem, rozpocząć poszukiwania swojej młodzieńczej miłości. Zapał obu kobiet nieskutecznie próbuje ostudzić sceptycznie nastawiony do tego pomysłu Charlie, który jednak sam po pewnym czasie zakochuje się w wysłanniczce Julii. Pogoń za mężczyzną nawet przy znajomości jego imienia i nazwiska po upływie tylu lat nie należy do najłatwiejszych zadań, o czym przekonuje się cała trójka. Finał tej historii jest wręcz bajkowy – zarówno Claire, jak i Sophie kończą z miłością swego życia przy boku.
Wrażenia:
Urokliwa sceneria, piękna historia miłosna oraz klimatyczne nawiązanie do Romea i Julii zdecydowanie należą do zalet Listów do Julii. O filmie tym możemy powiedzieć, że ma lekki charakter, czyli nie trzeba przy nim za dużo myśleć. Można pozwolić umysłowi odpocząć, a pobudzić do pracy serce i wyobraźnię, dzięki czemu idealnie wpasowuje się on w nastrój święta zakochanych. Obsada również zachęca do obejrzenia – oprócz Amandy Seyfried na ekranie widzimy Vanessę Redgrave, która za swoją rolę babci została nominowana do Teen Choice Award. Myślę, że Listy do Julii są świetnym wyborem na Walentynki ze względu na swoją fabułę oraz klimat.
-
Do wszystkich chłopców, których kochałam
Do wszystkich chłopców, których kochałam zadebiutowało na serwisie Netflix w 2018 roku i przez kilka tygodni nie schodziło z listy top filmów. To ciepła komedia romantyczna, która toczy się we współczesnych czasach i porusza problemy bliskie nastolatkom, przez co łatwo się ją ogląda. Opowiada o szesnastoletniej Larze Jean – uroczej, raczej niewyróżniającej się z tłumu dziewczynie, która nigdy nie była w związku. Jej nieśmiałość nie pozwalała na wyjawienie swoich uczuć chłopcom, którzy jej się podobali, dlatego zrobiła to w pięciu listach, każdy został zaadresowany do jednego z nich. Były one przechowywane w tajemnym pudełku w jej pokoju
i nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego. A jednak młodsza siostra Lary – rezolutna Kitty – postanawia wziąć życie uczuciowe dziewczyny we własne ręce, czego efektem są rozesłane do adresatów listy, o czym ich nadawca dowiaduje się dopiero na boisku, dostrzegając jeden z nich w rękach swojej byłej niespełnionej miłości. Nie byłoby w tym tragedii, gdyby jednym z ich odbiorców nie był Josh – były chłopak jej starszej siostry Margot, która wyjechała na studia. Lara Jean stara się uporządkować tę sytuację, co nie jest wcale takie proste, jak z początku mogło się wydawać.
Wrażenia:
Do wszystkich chłopców, których kochałam pozwala widzowi zagłębić się w świat uczuć szesnastolatki oraz razem z nią przeżywać chwile zażenowania
(których z pewnością nie brakowało), jak i radości. Ciepło rodzinne, które emanuje z domu dziewczyny, oraz wesołe i smutne chwile spędzone z ojcem i siostrami pokazują, jak ważną rolę w życiu każdego nastolatka odgrywa rodzina. Film ten został odebrany bardzo pozytywnie, co skłoniło jego twórców do kontynuacji historii Josha i Lary Jean w drugiej, a nawet i trzeciej części, która w marcu ma pojawić się na tym samym serwisie. Jest więc to doskonała okazja na przypomnienie sobie (lub zapoznanie się) z pozostałymi dwoma, zwłaszcza w walentynkowy wieczór!
Szkoła uczuć
Szkoła uczuć jest jedną z wielu adaptacji filmowych książek Nicholasa Sparksa, tym razem pt. Jesienna miłość. Muszę przyznać, że jest to od wielu lat jeden
z największych wyciskaczy łez, jednak warto go obejrzeć, by zapoznać się z piękną historią miłosną dwójki nastolatków z Beaufort. Akcja rozpoczyna się w 1958 roku, kiedy typowy, korzystający z uroków życia łobuz, Landon Carter rozpoczyna ostatnią klasę liceum. Na pewno ostatnim, czego się po niej spodziewał, było nawiązanie bliskich relacji z Jamie Sullivan, z którą chodził do szkoły. Córka pastora była przez swoich rówieśników uważana za dziwadło ze względu na swoje nietypowe jak na jej wiek zachowanie, styl ubierania się oraz jedynego towarzysza podczas przerw – Biblię. Podczas niezbyt dobrowolnej pomocy przy corocznym przedstawieniu bożonarodzeniowym organizowanym przez miasteczko Landon ma okazję lepiej poznać Jamie, a nawet zakochać się w niej, czego obiecał nie robić. Drwiny ze strony szkolnego towarzystwa, z którym chłopak niegdyś się zadawał, są dopiero czubkiem góry lodowej, która stoi na drodze miłości nastolatków. Zdecydowanie groźniejszym rywalem okazuje się choroba.
Wrażenia:
Szkoła uczuć jest jednym z moich ulubionych filmów romantycznych i najwyraźniej nie tylko u mnie zajmuje specjalne miejsce w sercu, skoro znalazła się na tej liście. Należy do klasyków, do których chętnie się wraca, nawet jeśli grozi to łzami. Idealnie ukazuje zmianę egoistycznego i nieodpowiedzialnego głównego bohatera w kochającego i gotowego się poświęcić chłopaka. Zarówno książka, jak i film poruszyły motyw miłości i choroby, zanim stały się one modne i powszechnie używane. Piękną fabułę dopełnia wzruszająca oprawa muzyczna, zwłaszcza piosenka Only Hope zaśpiewana przez odtwórczynię roli Jamie – Mandy Moore, która przez długi czas brzmiała mi w głowie.
Zachęcamy do oglądania filmów z naszej listy sporządzonej z Waszą pomocą!
Życzymy zakochanych Walentynek!
Izabela Konwerska